top of page
Szukaj
  • Wydawnictwo Wilga

Książki sensoryczne to więcej niż książki

Zaktualizowano: 15 lip 2021

Książki sensoryczne to coś więcej niż książka. To narzędzie wspierające rozwój i motorykę malucha, ale także zabawka, która może posłużyć przez lata. O zaletach książeczek sensorycznych opowiada Anna Jankowska, pedagożka, autorka grupy Aktywne Czytanie i profilu Nie tylko dla Mam.


Większość dzieci lubi książki sensoryczne. Chodzi o takie, które angażują „bardziej”, bo oprócz rzeczy do oglądania, mają też np. ruchome elementy.


Rodzice często intuicyjnie sięgają po takie książki dla maluchów, bo też one trochę przypominają zabawki. Jest kolor, jest ruchoma część albo muzyczka. Najczęściej sensoryczne książki są kartonowe, można więc spokojnie dać je we władanie małych rączek i trzymać kciuki, żeby przetrwały.


Książki sensoryczne mają konkretne zadania do spełnienia – rozwijają wzrok, słuch, dotyk, zachęcają do interakcji i badania najróżniejszych kształtów oraz faktur.


Nie jestem fanką zarzucania dzieci wielką ilością książek, nie jest to dobre w żadnym wieku. Warto wybierać coś na lata i tu niekoniecznie trzymać się wytycznych związanych z wiekiem. Tak właśnie chcę opowiedzieć dzisiaj o książkach sensorycznych, bo dobrze dobrane rosną z dzieckiem.


Książki kartonowe kojarzą się z propozycjami wyłącznie dla najmłodszych czytelników, bo chodzi głównie o to, żeby przetrwały pierwsze zetknięcie z dzieckiem. I to prawda, że to jest bardzo ważne, jednak jeśli zostawicie je na dłużej, gwarantuję, że sprawdzą się też podczas zabaw ze starszymi dziećmi, nawet przedszkolakami.


Bez przesady


Książka sensoryczna nie musi być naładowana gadżetami (gra, śpiewa i tańczy). Wolę spokojniejsze, przemyślane propozycje, to znaczy, od takich warto zaczynać. Jeden obrazek na białym tle i wyraźne kolory, nic więcej na początek nie trzeba. Jeśli szukamy książek, które mają „rosnąć” z dzieckiem, to szukałabym też takich, które mają „coś więcej” np. wykrojone kształty na stronach, otwierane okienka i grube linie.


Póki dziecko ogląda książkę bez trzymania w dłoniach, a bardzo polecam właśnie takie wspólne oglądanie obrazków, żadnych okienek przecież nie poniszczy. A do stymulowania wzroku i ruchu malucha warto np. stawiać na podłodze taką książkę przed dzieckiem leżącym na brzuchu. To zawsze motywacja do kilku dodatkowych chwil tego ważnego ćwiczenia, ale też np. zachęta do skupiania wzroku, unoszenia głowy.


Okienka


Im starsze dziecko, tym więcej korzyści z czytania takich książek z otwieranymi elementami. Zabawa w „A kuku” to jedna z ulubionych aktywności roczniaków, ale też przygotowanie do rozumienia, że przedmioty znikające z pola widzenia, nie znikają tak naprawdę ze świata. Do pewnego wieku dziecko nie rozumie tej zależności, widać to szczególnie w momencie, gdy mama znika w drugim pokoju.


Zabawy okienkami są bezpiecznym wprowadzeniem do zrozumienia tej sytuacji. Otwierając okienko warto mówić głośno: Jest zajączek. Zamykając: Nie ma zajączka. Jeśli dziecko już rozumie, że samo może poszukać zajączka, zabawa wchodzi na wyższy poziom.


Z jeszcze starszymi dziećmi można wracać do takich książek i zadawać zagadki, sprawdzając, czy dziecko pamięta lub po prostu kojarzy z treści, co kryje się pod danym okienkiem.


Grube linie


Te najprostsze książki mają jeszcze jedną zaletę, mianowicie grube linie. Oczywiście, że na początku są one potrzebne do skoncentrowania uwagi malucha np. właśnie leżącego na brzuchu.


Kiedy dziecku potrafi już wskazywać palcem, grube linie pomagają w celowaniu, bo przecież z koordynacją ruchów u najmłodszych dzieci jest jeszcze problem.


Bardzo podobnie, choć zdecydowanie bardziej wciągająca, działają książki z elementami sensorycznymi, które wręcz zachęcają do wodzenia po nich placami. I to w dodatku w określonych (przemyślanych) kierunkach np. ruchem kolistym.


Zatrzymam się na chwilę przy tym wskazywaniu palcem, bo to bardzo ważny gest (osiągnięcie dla dziecka). Najczęściej pojawia się, zanim nauczy się mówić, to forma komunikacji ze światem.


Ważne są okoliczności, w których dziecko używa tego gestu. Nie tylko w sytuacji: „Daj mi to”, ale kiedy chce nam coś pokazać (opowiedzieć) np. obrazek lub jakiś element w książce: Zobacz, mamo, piesek!


Kiedy dziecko pokazuje placem tylko i wyłącznie w chwilach, gdy chce, żebyśmy coś mu podali: Daj to! Warto popracować nad rozwinięciem tego sposobu komunikacji. Pomocne są wtedy książki z ruchomymi elementami, gdzie właśnie trzeba manipulować jednym placem (huśtawka w Misiu Pracusiu). A jeszcze ważniejszy jest sposób wspólnego czytania, kiedy to rodzic pokazuje palcem, co czyta: To kot. To jabłko. To miś.


Potem te grube linie i sensoryczne gadżety można świetnie wykorzystać do wodzenia palcem w ramach ćwiczeń grafomotorycznych. Paski pszczoły, serca, kwiatki, to wszystko dodatkowe ćwiczenie sensoryczne „po śladzie” i to też z dziećmi w wieku przedszkolnym, jako przygotowanie do rysowania szlaczków, potem pisania.


A starsze dzieci będą też miały frajdę z treści, jeśli są zabawne i angażujące np. dotknij, naciśnij, przewróć stronę, otwórz okienko.


Książki do zabawy


Nie martwcie się, jeśli maluch bawi się książką, bada, smakuje, podrzuca. Może nie przypomina to „zwykłego” czytania, ale na takie jeszcze przyjdzie czas. Na razie jest to po prostu zabawa.


Warto jednak mieć na uwadze, że książki sensoryczne rosną z dziećmi i super, jeśli będziecie do nich wracać. O ile na początku to faktycznie głównie „zabawka” i dotykanie, potem dość ważne stają się słowa. Najpierw to słowa, których dziecko nie potrafi jeszcze powtórzyć, ale z pewnością da się zauważyć, że rozumie.



Pokazuje palcem, daje sygnał rodzicowi. Jeśli powiemy jakieś niepasujące słowo, dziecko zareaguje i da nam znać, że nie o to chodziło. Mały krok, a jednak ważny, dlatego czasem warto się specjalnie „pomylić” i np. zaszczekać przy obrazku kota, sprawdzając, czy dziecko reaguje na niepasujący dźwięk.


Na tym etapie warto sięgać po książki przedstawiające sytuacje znane dziecku z codzienności, bo zaczynanie przygody z nauką mówienia od książek, w których znajdują się wyłącznie abstrakcyjne elementy, niekoniecznie pomoże maluchowi. Warto zacząć od spokojnej codzienności.


Dźwięk ma znaczenie


Im starsze dziecko, tym więcej interakcji związanych z książkami można zaproponować. Zamieniamy się rolami i zachęcamy, żeby nam czytało, kiedy już dobrze zna daną książkę.


Wtedy też warto mieć pod ręką książki z najróżniejszymi odgłosami, gdzie jest dużo ochów, bachów i plusków. To samo dotyczy odgłosów wydawanych przez zwierzęta, ich naśladowanie, bo to przecież wprawka do ćwiczenia mowy.

Z jeszcze starszymi dziećmi można się bawić trochę na odwrót to znaczy rodzic daje wskazówkę np. szczeknięcie, dzwonek, plusk itd. a dziecko samodzielnie wyszukuje w książce dany obrazek. To już wyższa szkoła jazdy, a też świetne ćwiczenie związane z kojarzeniem tego, co się słyszy i powiązaniem z konkretnym obrazem.


Powtarzalność dźwięków


Zapamiętywanie sekwencji dźwięków to jedna z ważnych funkcji książek sensorycznych. Dlatego właśnie często się zdarza, że strona po stornie wałkowane są te same słowa lub zdania. Dokładnie tak jest opracowany Miś Pracuś, co oczywiście denerwuje niektórych dorosłych, bo jest zwyczajnie nudne. Dla dziecka natomiast to znakomite ćwiczenie słuchowe.


Ta powtarzalność dotyczy też gestów, czyli książek z ruchomymi elementami. Właśnie one skłaniają dziecko do kolistych ruchów lub przesuwania palcem w lewo i prawo. Dobrze przygotowana książka powinna wymagać niewielkiego wysiłku ze strony dziecka ruszającego poszczególnymi elementami. To przecież też ćwiczenie siły (i koordynacji), co w pierwszych latach jest ogromnym wyzwaniem.


Wiersze też są elementem wzmacniającym ćwiczenia mowy, wszelkie rymy wpadające w ucho pozwalają ćwiczyć pamięć i słownictwo. Nie muszą (nawet nie powinny) być skomplikowane przy pierwszych kartonowych książkach.


Stały punkt programu


Jest macie w domu książki sensoryczne z elementami do dotykania np. szorstkie powierzchnie, futerko zwierząt, jakieś gumowe elementy czy ruchome elementy, pewnie zauważyliście, że to są „przystanki” podczas czytania. Dziecko skupia uwagę nie na tym, co widać, ale na tym, czego można dotknąć. To jest właśnie sposób czytania tych najmłodszych, elementy charakterystyczne, które czasami powtarzamy w nieskończoność.


Jeśli dziecko dociera do elementu sensorycznego i nie nalega, żeby w kółko się nim bawić, to też w porządku. Najczęściej chodzi o odhaczenie tego przystanku, który jest uznawany za ważny element książki. Ta pewność, że codziennie i bez zmian ten znany element tu będzie, daje poczucie stabilizacji. Na pewnym etapie jest to kluczowe.


Nie lubi nowości?


Może zdarzyło się Wam z wielkim trudem oswajać dziecko z nową książką? Taka piękna, ciekawa i nawet sensoryczna, a on jakoś tak podchodzi, jak do jeża. Czasem wtedy wydaje nam się, że z książką jest coś nie tak. Bywa jednak, że wszystko ze wszystkimi w porządku, po prostu dziecko jest na etapie, kiedy nowości nie są mile widziane. Proponuję wtedy kłaść książkę w zasięgu rąk malucha, bez jakiegoś specjalnego traktowania czy wciskania na siłę do każdej zabawy.

Jasne, że można próbować ją przeczytać co jakiś czas, ale nic na siłę. Nowość przestaje być denerwująca, kiedy nie jest już nowością. Zamiast kupować pięć kolejnych książek, bo może któraś trafi w jego gust, proponuję poczekać. Więcej w przypadku maluchów, wcale nie znaczy lepiej.



Od ogółu do szczegółu


Integracja sensoryczna to też dopasowywanie bodźców wzrokowych do tego, co dziecko słyszy lub gestów, które wykonuje. Na początku są to pojedyncze obrazki. Nawet jeśli korzystacie z książek, w których więcej się dzieje, z najmłodszymi czytelnikami warto skupić się na sporych, pojedynczych elementach np. piłka, pies, miś.

Im starsze dziecko, tym więcej szczegółów będzie je interesować, jednak nawet wtedy można wciąż pracować na najprostszych książkach z pojedynczymi obrazkami: Piłka ma kolor zielony. Gdzie miś ma oko?


Potem warto przechodzić do tych proporcji, gdzie już więcej się dzieje, a dziecko nie będzie w stanie samodzielnie manipulować przy książce. Czasem zdarza się, że z powodu nieskoordynowanych jeszcze ruchów, chcemy sześciomiesięczne dziecko uszczęśliwić książka, która bardziej irytuje niż wciąga.


Szlaczki i zygzaczki


Do sensorycznych książek rosnących z dziećmi zaliczam też wszystkie te, gdzie można placem jechać po śladzie, takie z labiryntami itp. Bardzo zachęcam do tego, żeby dziecięce palce szły w ruch przy czytaniu tak często, jak tylko się da. Naciskanie, dotykanie, pokazywanie. Maluchy najczęściej pokazują palcem w sposób zupełnie naturalny, zwłaszcza jeśli jeszcze nie potrafią mówić.


Starsze dzieci można zachęcać do pokazywania nie tylko obrazków, ale potem też słów w tekście lub pojedynczych liter.

Przy elementach ruchomych, gdy czytamy książkę ze starszymi dziećmi, warto zachęcać do używania słów określających kierunki. Dla dwulatka nie będą one miały znaczenia, ale dla dziecka w wieku przedszkolnym nabitą sensu: w lewo, w prawo, nad, pod itd.


Wracaj do staroci


Osobiście jestem wielką fanką zachęcania do nauki czytania właśnie na książkach skierowanych do młodszych czytelników. Te wszystkie kartonowe sensoryczne książeczki świetnie nadają się do czytania pierwszych słów czy prostych (powtarzających się), zdań.


Nieco starsze dzieci czasem mają opory przed zabawą książką dla maluchów, jednak wykorzystanie jej do nauki czytania, jest świetnym pretekstem do tego, by po nie sięgać. Przecież nie bawimy się jak dzidziusie, tylko wykorzystujemy do czytania. A że przy okazji wracamy z ochota do ruchomych elementów, okienek i dźwięków, to taki bonus dla starszaków, które mają usprawiedliwienie do zabawy takimi książkami.


Warto wybierać książki sensoryczne w sposób przemyślany, bez przesady, podążając oczywiście za upodobaniami dziecka. I korzystać na różne sposoby – od zabawki przyciągającej uwagę, do aktywności związanych z nauką liter lub czytania.

401 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page